25 lut 2009

Ty pójdziesz górą, a ja doliną...

On poszedł górą, do słońca, do wszechogarniającej przestrzeni powietrza i błękitu, a ona zeszła w doliny ...
I ma wrażenie, że schodzi coraz niżej. Coraz tu ciemniej, coraz straszniej, coraz bardziej przygnębiająco. Ona wie, że gdzieś tam, za tymi chaszczami, gdyby się przedarła przez gąszcze krzaków i bluszczy- gdzieś tam jest słońce. I ptaki śpiewają i ludzie się kochają. A ona nie ma siły się przedzierać. Idzie przed siebie, w dół, bo boi się zatrzymać. Bo ma nadzieję, że ta droga zaprowadzi ją gdzieś w inne jutro. Po prostu inne. Ale nie skręca, nie walczy. Dlaczego?
Bo kiedy próbuje, gałęzie biją ją w twarz. "Nie rób tego- słyszy. -Tamta droga nie jest dla ciebie. Nie zasługujesz na nią" Więc idzie posłusznie. Gdyby nie bagaż, gdyby nie krzyż, który jej kiedyś włożył na barki, kto wie, czy dałaby radę tak iść? Nie, nie dałaby rady. Poddałaby się. Zatrzymałaby się i zmarła z bezruchu. "Mamo, daj mi rękę. Ja będę grzeczna, przepraszam." "Córeczko, co Ty tu robisz???!!!" "Chodź, mamo, ja przyszłam po Ciebie. Tędy wrócimy, na skróty." "Kochanie, ja tędy nie mogę, nie dam rady..." "Mamo, nie puszczaj mojej ręki, trzymaj mnie, mamooo!". "...Przepraszam, skarbie...."

Wybaczcie, nigdy nie byłam w stanie depresji, ale dziś tak ją widzę.
I nie dlatego, że sama się tak czuję, ale mam czasem potrzebę zrozumieć innych.
Wszystkich, którzy przez nią przeszli, albo przechodzą, proszę, aby mi wybaczyli jeśli głupia ta moja wizja.
I jeszcze jedno- nigdzie nie mówiłam, że to będzie blog typowo kulinarny ;)

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

każdy ma czasem wychowawczego doła i chyba każdy choć raz głaskał śpiące dziecko, które gdy zasnęło stało się na powrót aniołeczkiem a nie Paskudą....