4 cze 2009

Pożegnanie przedszkola

Wczoraj był bardzo wzruszający dzień dla naszego babeczkowa. Moja starsza babeczka uroczyście pożegnała swoje ukochane przedszkole.
Były wspaniałe występy- świetna choreografia do piosenek z "Akademii Pana Kleksa" oraz rewelacyjny polonez w wykonaniu dzieci. Do poloneza przedszkole zakupiło specjalnie przepiękne stroje- ułańskie z pagonami dla chłopców i suknie z bufkami i podwyższonym stanem dla dziewczynek.
Jak te dzieci się nie pomyliły przy tylu różnych układach w tym polonezie, to ja nie mam pojęcia! My na studniówce nie tańczyliśmy połowy z tych figur, które wykonały wczoraj dzieci!
Było naprawdę pięknie.

Na zakończeniu podczas rzewnej piosenki "Żegnaj przedszkole, nasze ukochane" wszyscy już mieli mokre oczy i wspomagali się ukradkowo chusteczkami. ;)

Było wręczenie dyplomów, dzieci dostały tabloo ze zdjęciami wszystkich pań i dzieci z ich grupy. Nawet ja z rodzynkiem dostaliśmy dyplom! Bardzo to miłe.
A potem zaprosiliśmy dzieci na niespodziankowy podwieczorek, który przygotowali rodzice.

Był tort- taki właśnie, jak na zdjęciu, z imionami wszystkich dzieci i czapką, w tym samym kolorze, co czapki na głowach dzieci :)

Był szampan dla dzieci i w ogóle było baaaaaardzo miło!

Pozwolicie, że przepisu na tort nie będę podawać, bo choć smaczny, to tu raczej chodzi o sposób wykonania.
Powiem tylko o czapce, bo o nią wiele rodziców mnie pytało.
Czapka to mały torcik, przykryty waflem obsmarowanym nutellą. Wszystko pokryte jest masą cukrową z żelatyną.
Napis zrobiony lukrem z dodatkiem kakao, posypany lekko różowym cukrem.
Gwiazdki przyklejane białkiem jaja.
Ot i wszystko! :)

22 maj 2009

Grzybki


Grzybki są hitem każdej imprezy. Robię je co roku do przedszkola, na Dzień Pieczonego Ziemniaka, który tradycyjnie odbywa się się we wrześniu. Ale nie spodziewałam się, że będę je robić w maju. :)) A jednak zrobiłam na prośbę znajomej, "bo tak ładnie będą się prezentować na stole komunijnym" :)
Zwykle część robię muchomorków i te pierwsze rozchwytują dzieci. Tutaj dostojne borowiki. ;)

Przepis spisałam kilka lat temu z jakiegoś starego numeru "Poradnika Domowego", który zalegał na półce u mamy.

Grzybki z ciasta kruchego z kremem.

Ciasto:

3 szkl. mąki,
3 żółtka i 1 jajko,
1 kostka masła,
1/4 szkl. cukru pudru,
aromat albo cukier waniliowy

Ze składników zagnieść kruche ciasto (jeśli nie będzie się chciało zagnieść, dodać łyżkę śmietany) i wstawić na ok.2 godz. do lodówki. Po schłodzeniu ciasto rozwałkować i wycinać szklanką i foremką do babeczek- pary krążków. Krążkami wyciętymi szklanką oblepić zewnętrzną stronę foremek do babeczek i upiec na złoty kolor. Wyciąć środki z krążków wyciętych foremką .
Upiec na złoto krążki z dziurką. Z reszty ciasta uformować wałeczek i odcinać krókie odcinki na korzonki. Ich końcówki maczać w białku, obsypać makiem i też upiec.

Krem:

1 kostka masła,
1/2 l, mleka,
1/2 szkl. cukru,
po 2 łyżki mąki pszennej i ziemniaczanej,
cukier waniliowy

Z mleka, cukru i mąki ugotować budyń. Ostudzony dodawać stopniowo do utartego masła. Polewą czekoladową oblewać kapelusze grzybków. Po wystygnięciu polewy, nakładać do kapeluszy krem i przykryć je krążkami z dziurką. Włożyć korzonek w dziurkę.

To wszystko! :)

Smacznego!




30 kwi 2009

Deser na 3-go Maja



Tan naprawdę wcale nie Święto Uchwalenia Konstytucji 3-go Maja było inspiracją do powstania tego deseru, ale bardzo przyziemna potrzeba podojadania resztek z lodówki ;)

Po malibu (na które przepis wkleję już niedługo, jak tylko alkohol się trochę przegryzie i będę mogła go spróbować) zostały mi 2 puszki mleka skondensowanego i musiałam je jakoś wykorzystać. Dla przełamania smaku dodałam jogurt naturalny, do tego tylko żelatyna i gotowe do rozlania w foremki. Zagłębienia w foremkach muffinkowych wyłożyłam folią spożywczą, wlałam masę i wstawiłam do lodówki. Z zamrażarki wyjęłam zamrożone w poprzednim sezonie truskawki i maliny, przecież już wkrótce będą świeże - trzeba podojadać i zrobić miejsce na tegoroczne :) Zrobiłam dwa sosy- miksując rozmrożone owoce z niewielką ilością cukru.

Bardzo smakują mnie i rodzynkowi, natomiast małe babeczki wzgardziły białym deserem, wylizując za to sos truskawkowy i prosząc o dokładkę deseru, uściślając, żeby przypadkiem w dokładce nie znalazł się deser główny :))) Z biało-czerwonego wybrały samą czerwień :)

Deser biało-czerwony

1 puszka mleka zagęszczonego niesłodzonego,

1 puszka mleka zagęszczonego słodzonego,

1 jogurt naturalny,

1,5 łyżki żelatyny w proszku,

Na sos:

truskawki/ maliny

cukier

Żelatynę zalać odrobiną zimnej wody. Gdy napęcznieje, rozpuścić ją nad gazem (nie dopuścić do zagotowania) lub w mikrofalówce (dosłownie chwilę). Jogurt i oba mleka wymieszać, wlać wystudzoną żelatynę i przelać do foremek.

Truskawki lub maliny zmiksować z cukrem i polać gotowy deser.

17 kwi 2009

Miniserniczki z białą czekoladą i pistacjami


To mój ulubiony sernik. Jest tak doskonale wyważony w smaku, tak kremowy i wilgotny, dzięki pieczeniu w kąpieli wodnej i idealnie płaski, dzięki nie napowietrzaniu masy, że zachwyca wszystkich, którzy go próbują. 

Szybkość wykonania (wszystkie produkty trzeba po prostu wymieszać) działa dodatkowo na jego korzyść.

Zatem polecam- róbcie ten sernik w wersji podstawowej, czyli w tortownicy lub tak, jak ja- w foremkach muffinowych, a jego smak zawładnie Wami bez reszty. :) Jestem tego pewna :)

Przepis podała na forum cincin Joanna. Ja go piekłam już wielokrotnie i zawsze się udawał.

N 12 miniserniczków potrzeba 2/3 porcji podanych w poniższym przepisie. Pieczenie (zarówno spodu, jak i całości) skróciłam o połowę.

Sernik z białą czekoladą i pistacjami

Przepis na tortownicę o średnicy 23 cm.

Składniki:
Spód:
1 opakowanie ciasteczek Digestive (144 g)
około 50 g rozpuszczonego masła

Masa serowa:
700 g sera śmietankowego (np. Delfiko lub Zielona Łąka) w pokojowej temperaturze
3/4 szklanki cukru
1 łyżka esencji waniliowej 
4 duże jajka
170 g białej czekolady
1 szklanka obranych ze skorupek i posiekanych pistacji (w tym dwie łyżki do dekoracji)
2 płaskie łyżki mąki pszennej

Dodatkowo – namoczone w wodzie opaski z codziennych gazet, przygotowane tak samo, jak w przepisie na sernik cytrynowy .
Zamiast piec metodą gazetową, można też piec tradycyjnie, w kąpieli wodnej (godzina w 160 - 170 stopniach plus dodatkowo pół godziny po wyłączeniu piekarnika).

Wykonanie:
Przełożyć ciastka do woreczka z grubej folii, rozkruszyć wałkiem na proszek.
Roztopić masło w rondelku lub w mikrofalówce, połączyć z pokruszonymi ciastkami, wymieszać. Powstałą masę ugnieść na dnie tortownicy tworząc spód ciasta. Włożyć do lodówki, a potem piec w temperaturze 180 stopni przez 10 minut. Schłodzić. 
Przygotować masę serową: 
W misce wymieszać ser z cukrem i wanilią. Dodawać po jednym jajku, miksując tylko do połączenia składników. Dodać rozpuszczoną w kąpieli wodnej lub w mikrofalówce czekoladę, wymieszać. Nie miksować zbyt energicznie, aby za bardzo nie napowietrzyć masy. Odłożyć dwie łyżki pistacji do dekoracji ciasta. Pozostałe pistacje wymieszać z mąką i dodać do masy serowej. Wylać masę na podpieczony spód.
Nagrzać piekarnik do 250 stopni C. 
Tortownicę z sernikiem umieścić na blasze.
Owinąć boki (obręcz) tortownicy przygotowanymi wcześniej opaskami z namoczonych gazet, wstawić do piekarnika na 10 minut. Potem wyjąć ciasto, zmniejszyć temperaturę do 160 stopni, zmienić opaski na nowe i piec około 50 minut.
Po wyjęciu z piekarnika odstawić na metalową podstawkę do wystudzenia. Po 10 minutach objechać nożem boki ciasta i zdjąć obręcz tortownicy. Zostawić ciasto do całkowitego wystudzenia, a potem wstawić na noc do lodówki (najlepiej w zamkniętym pojemniku na tort).
Następnego dnia dowolnie udekorować (np. bitą śmietaną ) i posypać pozostałymi pistacjami.

7 kwi 2009

Pyszne rogaliki maślane



Babeczki bardzo lubią małe wypieki drożdżowe. Takie co to tylko do łapki chwycić i pomknąć z powrotem do zabawy. Są pyszne na śniadanie, na podwieczorek, w podróży samochodem też są niezastąpione. Dlatego w naszej lodówce świeże drożdże są zawsze. Bo nigdy nie wiadomo na co przyjdzie nam ochota.
Tym razem zrobiłam potrójnie maślane rogaliki drożdżowe z trzema rodzajami nadzienia: cynamonowym, twarogowym i konfiturowym.
Dziane rogaliki były przepyszne- miękkie, puszyste i bardzo maślane :)

Przepis znalazłam na forum cincin, tutaj.

Rogaliki maślane
1 szklanka mleka,
1/2 kostki masła,
1/2 szklanki cukru,
1/2 łyżeczki soli,
2,5 drożdży,
3 duże jajka,
4 1/2 szklanki mąki,
1/2 kostki roztopionego masła.

Drożdże wsypać do małego naczynia, dodać troszkę mąki i cukru. Mleko podgrzać, aż będzie letnie i 1/4 szklanki zalać drożdże, dobrze wymieszać i zostawić aż zaczyn zacznie się podnosić. Resztę (3/4 szklanki) mleka zagotować i dodać do niego masło i cukier. Odstawić aż lekko wystygnie. Teraz wsypać mąkę, dodać rozczyn, jajka i wymieszać, aż utworzy się miękkie ciasto. Wyłożyć na stolnicę i wyrabiać dobre kilka minut, aż będzie gładkie i lśniące. Włożyć z powrotem do miski i zostawić do wyrośnięcia w ciepłym miejscu na około 1 godziny, aż podwoi swoją objętość. Podzielić ciasto na 3 części, z każdej wywałkować koło o średnicy 22cm. Posmarować roztopionym masłem, podzielić na 8 trójkątów i zwijać rogaliki, układać na wysmarowanej blasze. Posmarować masłem, przykryć i zostawić do wyrośnięcia. Piec 8 - 10 minut w temperaturze 200 st.C, wyjąć z piekarnika i jeszcze gorące ponownie posmarować masłem. Zostawić do wystygnięcia.
Trójkąty przed zawinięciem można smarować dowolnym farszem. U nas były 3 farsze: z serka Almette śmietankowego zmieszanego z cukrem (bardzo smaczny wyszedł)- dla starszej babeczki, cukier zmieszany z cynamonem- dla młodszej babeczki oraz konfitury morelowe, malinowe i jagodowe dla rodzynka.
Masło użyte do rogalików musi być najlepsze- prawdziwe i świeże.
Przy najbliższej okazji pokażę, jak babeczki ubijają masło i palcem wyjadają to przez siebie wyprodukowane ;))

18 mar 2009

Kolorowe ciasteczka z konfiturą


Przepis na te ciasteczka znalazłam na blogu Ayn. Wyglądały tam przepięknie.
A ja szukałam akurat ładnych, kolorowych ciasteczek na urodziny babeczki.
Zrobiłam. Wyszły bardzo smaczne- kruchutkie, wręcz rozsypujące się w ustach- pyszne.
Tłumaczenie jest moje. Dopisałam też kilka słów ode mnie, przydatnych, jak mniemam ;)
Na 36 ciasteczek:
170 gr. masła w temperaturze pokojowej,
1/2 szkl.* cukru,
1/4 łyżeczki soli,
2 żółtka,
2 szklanki mąki,
1/2 szkl. ulubionego dżemu**
Rozgrzać piekarnik do 170 st.C
Mikserem ubić masło z cukrem (ja użyłam drobnego cukru) na puszystą, białą masę- ok. 3-5 minut. (Radzę się tego trzymać, ja ubijałam 4 minuty. Im lepiej ubite, tym bardziej kruche, sypkie i rozpływające się w ustach ciasteczka powstaną). Dodać żółtka i dobrze ubić. Dodać mąkę i dobrze wymieszać (masa będzie gęsta).
Od ciasta odrywać niewielkie kawałki (rozmiaru orzecha włoskiego) i formować z nich kulki. Kłaść kulki na blachę do pieczenia (blachy nie trzeba smarować)*** w odstępie 4 cm. Na środku każdej kulki zrobić wgłębienie kciukiem.
Piec 10 minut.
Wyjąć blachę z ciasteczkami z piekarnika, zrobić powtórne wgłębienia (palcem albo łyżką ****). Kłaść po 1/4 łyżeczki dżemu w zagłębienie (dżem można przełożyć do woreczka, odciąć końcówkę i wyciskać dżem bezpośrednio na ciasteczko- ja tak robiłam). Wstawić blachę do piekarnika i piec jeszcze 15 minut. Ostudzić ciasteczka na kratce.
*zamiast filiżanek, jak w oryginalnym przepisie, użyłam szklanek i wyszło bardzo dobrze.
**zamiast dżemu użyłam konfitury i ją polecam, ponieważ w przeważającej części przypadków, użycie dżemu spowoduje wypływanie z ciasteczek podczas pieczenia. A konfitury, czy domowej roboty smażone powidła, bez użycia żelu- nie wypłyną, są gęste. U mnie- konfitura morelowa, malinowa i jagodowa.
***wyłożyłam blachę papierem do pieczenia.
****posłużyłam się grubym trzonkiem drewnianej łyżki.

17 mar 2009

Niebieski kicz, czyli pełnia szczęścia



Ten tort jest kolejnym potwierdzeniem tezy jak łatwo jest uszczęśliwić dziecko. :)

Zrobiłam go, ponieważ babeczka - jubilatka nie wyobrażała sobie, że mogłoby nie być tortu na przyjęciu urodzinowym dla rodziny. A więc jeden tort- dla rodzinki, drugi - dla zgrai przedszkolaków.
Ten był dla przyszłej jubilatki absolutną niespodzianką, bo chociaż wiedziała, że będzie, to do końca nie wiedziała jaki.
Szczerze mówiąc- ja też do końca nie wiedziałam jaki będzie ;)
Wiedziałam jedno- nie może być skomplikowany. Wystarczyło mi własne niedomaganie chorobowe i tort - skrzynia skarbów, który obiecałam już wcześniej, nie mówiąc o innych drobnych ciasteczkach.
Udekorowałam go, kiedy babeczki pojechały z rodzynkiem po zakupy.
Reakcja jubilatki na gotowy tort zaskoczyła mnie niezmiernie (myślę, że proporcjonalnie do mojego niezadowolenia z niego;)).
"Mamuniu, jest przepiękny! Dziękuję Ci (ściskanie mnie w pasie, podskakiwanie i piruety). Jejku, jaki śliczny! To najpiękniejszy tort, jaki widziałam! Mamo, pokaż mi go jeszcze raz, prooooszę", itd. w ten deseń.

Utwierdziło mnie to w przekonaniu- nieważne jaki tort dziecku zrobimy, ważne by był kolorowy i wesoły. A ponad wszystko - zawsze sprawdza się niespodzianka! ;)

Przepis na masę plastyczną podałam w poście niżej.
Ten torcik był naprawdę mały, choć piętrowy. Większy biszkopt piekłam w tortownicy, która ma coś ok. 13 cm, ta mniejsza- chyba 10 cm.

16 mar 2009

Skrzynia skarbów, czyli małżeński kompromis


W tym tygodniu miała urodziny starsza mała babeczka.

Zwykle podpytywanie na temat wymarzonego w danym roku kształtu tortu zaczynam około 2 - 3 miesięcy wcześniej :) (żeby mieć czas na przygotowanie mojej wizji tego tortu). Trzeba dobrać formy, zdecydować o dodatkach. Trzeba żeby tort wkomponował się w tematykę przyjęcia. Takie tam.... dyrdymały ;).

W tym roku sprawę postanowił mi "ułatwić" nasz rodzynek.
Ponieważ przyszła jubilatka nie mogła się zdecydować i zgadzała się na wszystkie propozycje, z ochotą przystała też i na rodzynkową propozycję.
Otóż powinnam zrobić tort - zamek z fosą, wieżyczkami, oknami etc. Uśmiechnęłam się- mogę zrobić. Ale nie, nie, nie. Byłoby to zbyt łatwe, jak stwierdził rodzynek. Żeby więc podnieść mi poprzeczkę, zaproponował postawienie na zamkowym dziedzińcu przezroczystej kopuły lub piramidy, tak, by pod nią było widać cukierki.
A widząc moją zdziwioną minę, powiedział "No, co? Z landrynek możesz zrobić, tak, jak witrażyki w pierniczkach!"
"Nie o to chodzi- mówię. Co na dziedzińcu zamkowym robi szklana kopuła vel piramida?!"
"A nic. Stoi. To dla utrudnienia i tajemnicy- uśmiechnął się chytrze. Każdy zamek kryje jakąś mroczną tajemnicę- duchy jakieś w zbroi albo w powłóczystej białej szacie. A ten ma przezroczystą kopułę z cukierkami na dziedzińcu."
Popukałam się w głowę. "Nie będę robić takich rzeczy, które do siebie nie pasują. O! Skrzynię ze skarbami mogę zrobić na dziedzińcu".
"Eeeee tam! Skrzynia to pikuś! Kopuła to byłoby wyzwanie!"Zdaje się, że go rozczarowałam tym, że nie chcę podjąć rzuconej mi rękawicy.

Koniec końców- po części ze względu na niewielką ilość dzieci (15), które tort miały konsumować, po części ze względu na moją własną zdrowotną niedyspozycję, zaplanowany tort - zamek ze skrzynią skarbów na dziedzińcu, ograniczyłam tylko do skrzyni skarbów. A po zainteresowaniu dzieci i samej jubilatki sądząc, uważam, że mogłam go ograniczyć w ogóle tylko do skarbów :-)))
I czemu mnie to nie dziwi? ;)

Przepisu na tort podawać nie będę, bo przepis na biszkopt każdy jakiś ma, a krem to kwestia gustu.
Przepis na masę do pokrycia tortu wzięłam od Cinki z forum cincin.
Potrzeba na nią:
1 szklanka wody,
1/2 kostki masła,
1 1/2 szklanki mąki pszennej,
1/2 kg cukru pudru.
Wodę zagotować z masłem. Wsypać szybkim ruchem mąkę, tak by się zaparzyła i mieszając potrzymać trochę na ogniu, by utworzyła się zwarta kula, a na ściankach garnka została biała warstwa ciasta. Przestudzić trochę i dosypać cukier puder. Może być tak, że cukru będzie za mało. Trzeba miec go więcej, żeby dosypywać. Trzeba się przygotować, że masa może zabrać do 1 kg cukru pudru. Kiedy utworzy się plastyczna masa można ją barwić. Ja użyłam gorzkiego kakao i żółtego barwnika, który zmiesząłam z odrobiną oleju i smarowałam nią białe warstwy masy.
Wałkować można pomiędzy dwiema warstwami sztywnej folii (takiej jak w kwiaciarni pakują kwiaty) lub pomiędzy warstwami papieru do pieczenia. Przenosimy masę na folii lub na papierze i dopiero po nałożeniu na tort, odklejamy papier, wyrównujemy, przycinamy.

Skarby ze skrzyni pochodzą z Lidla (czekoladowe monety w złotku) oraz ze zwykłego sklepu cukierniczego (bransoletki z cukierków pudrowych).

Wieczko od skrzyni to zwykły, nieprzełożony kremem biszkopt (musi być lekki), posmarowany masłem i obłożony tą samą masą, co skrzynia.



4 mar 2009

Pliuszki, czyli radosna twórczość rekonwalescentów



Pliuszki to typowe, rosyjskie, drobne wypieki drożdżowe. Blogowy tydzień rosyjski, który minął w niedzielę, u mnie właśnie trwa. No trudno, lepiej późno, niż wcale. ;)

A rekonwalescenci to ja i mała babeczka.
Ona jest w dużo lepszej formie, niż ja. Trochę się nudzi, więc zajmuje się radosną twórczością własną. :) Wymyśliła właśnie nową piosenkę, na nutę "Puszka Okruszka" Natalki Kukulskiej. Tak to leci:
Hannah Montana dała mi psa,
pies cztery łapy ma.
Ten pies ugryzł mnie,
Hannah Montana też.
:)))
Nuci to na okrągło...

Aha, drożdżówki!
Ciasto ma być normalne drożdżowe.
Ja zrobiłam takie:
5 dag drożdży świeżych,
0,5 kg mąki (tj. u mnie 3 szklanki),
1 szkl. mleka lekko ciepłego,
1 jajko i 2 żółtka,
1/3 szkl. oleju,
1/4 szkl. cukru,
1 łyżeczka soli.
Z drożdży, 2 łyżeczek cukru, łyżki mleka i łyżki mąki zrobić zaczyn. Zostawić, żeby ruszył. Do mąki dodać cukier, sól, zaczyn i resztę składników. Dobrze wyrobić i zostawić pod przykryciem, żeby podwoiło objętość. Z wyrośniętego ciasta formować drożdżówki. Ja skorzystałam z tych przykładów na formowanie. Po rozwałkowaniu smarowałam roztopionym masłem i posypywałam cukrem zmieszanym z cynamonem (na 1/4 szkl. cukru dałam1 łyżeczkę cynamonu). Drugą wersję zrobiłam pikantną- smarowałam sosem pomidorowym dobrze przyprawionym. Piec 15 -20 minut w 190 st.C (ja piekę zawsze bez termoobiegu).
Smacznego :)

25 lut 2009

Trochę słońca, czyli sernik cytrynowy


Dłuży się nam tegoroczna zima, oj dłuży.

Szukałam plusów takiej przedłużającej się zimy (bo ja zawsze szukam plusów ;))  i znalazłam- im dłuższa zima, tym radośniej przywitamy wiosnę :))).

Tak, wiem, że dopóki trwa zima, argument ten nie trafi do większości Polaków marudzących i zżymających się na wszystko co ich otacza. A to, że za gorąco, a to, że za zimno, a to, że pada deszcz, a to, że nie pada, a powinien ;))) Taka to już nasza polska malkontencka natura. 

Dla tych więc, którzy z nadzieją wypatrują pierwszych wiosennych promyków słońca mam coś, co powinno ich zadowolić. A przynajmniej zamknąć usta przed wypowiedzeniem czegokolwiek innego poza "mmmmmmm..... pyyyyyyszne....." ;).

Jest to sernik cytrynowy, czyli trochę słońca pod koniec długiej zimy :)

Przepis podała Joanna na forum cincin a znalazła go na rosyjskim forum izbushka.

Sernik cytrynowy

Składniki:
142 g zmielonych ciasteczek ( typu Digestive)
4 łyżki stopionego masła

Nadzienie:
1 i 1/4 szklanki cukru
680 g sera śmietankowego typu cream cheese (pokojowej temperatury)
1 łyżka otartej skórki cytrynowej
1/4 szklanki świeżo wyciśniętego soku cytrynowego
4 duże jajka ( w pokojowej temperaturze)
2 łyżeczki ekstraktu z wanilii
1/4 łyżeczki soli
1/2 szklanki śmietany kremowej 36 -40 % ( heavy cream)

Cytrynowa glazura:
1/3 szklanki świeżo wyciśnietego soku z cytryny
2 duże jajka +1 żółtko
1/2 szklanki cukru
2 łyżki zimnego masła pokrojonego w kosteczki
1 łyżka śmietany 36 - 40 %
szczypta soli

oprócz tego: 
4 kartki z gazety typu Trybuna Ludu lub Wyborcza ;)

Są one potrzebne do owijania boków tortownicy z sernikiem. Kolorowe czasopisma i gazetki reklamowe się nie nadają! Muszą to być zwykle, codzienne, miękkie szmatławce! Zmoczone łatwo chłoną wodę i potem ją oddają w postaci pary wodnej. Dzięki temu ciasto nie pali się nawet w 250 stopniach i nie przywiera do ścianek tortownicy. 
Dzięki mokrym gazetom ciasto jest puszyste jak ptasie mleczko, wilgotne i łatwo odchodzi od ścianek tortownicy. Para wodna z mokrych gazet spełnia poniekąd rolę kąpieli wodnej.

Wykonanie:
Składniki spodu wymieszać; powstałą masą wyłożyć dno tortownicy o średnicy 23 cm. Dobrze ugnieść.
Piec 15 -18 minut w temperaturze 163 stopnie. Wystudzić przez około 30 minut - do uzyskania pokojowej temperatury.
Tortownicę owinąć od spodu folią aluminiową i włożyć do większego naczynia, będącego łaźnią wodną.
W mikserze zemleć 1/4 szklanki cukru ze skórką cytrynową. Powstały cukier cytrynowy dodać do zwykłego cukru.
Ubić lekko serek ( 5 sek.), dodać cukier, ubijajać do uzyskania gładkiej masy, dodać jajka ( po 2 na raz), wymieszać, dodać sok z cytryny, wanilię, sól. Mieszać krótko - ok. 5 sekund. Dodać smietankę kremówkę. Mieszać około 5 sekund. Uzyskaną masę wylać na podpieczony i wystudzony spód.
Piekarnik nagrzać do 250 stopni. Boki tortownicy obłożyć przygotowanymi mokrymi opaskami z gazety. Wstawić do piekarnika na 10 minut, po czym wyjąć. Nie bać się, nie opadnie! Piekarnik wystudzić do 160 stopni. Opaski zdjąć i jeszcze raz namoczyć w wodzie. Ponownie owinąć formę i wstawić do piekarnika na 1 godzinę. Wyłączyć piekarnik, lekko uchylić drzwiczki, zostawić sernik na godzinę.
Potem postawić do wystygnięcia na kratce. Oddzielić nożem brzegi ciasta od ścianek tortownicy.
Studzić jeszcze 2 godziny.
W tym czasie zrobić glazurę:
W małym rondelku dobrze rozgrzać sok z cytryny ( nie dopuszczając do zagotowania). W misce ubić widelcem jaja z żółtkiem. Nie przestawając ubijać, dodawać porcjami cukier, a następnie cienką strużką wlewać gorący sok. Uzyskaną masę przelać do rondelka, postawić na małym ogniu i gotować, cały czas mieszając drewnianą łyżką, dopóki masa nie osiągnie 77 stopni C ( około 3 min.). Zdjąć z ognia, dodać porcjami zimne masło, mieszając, by się roztopiło. Następnie dodać kremówkę, wanilię i sól. Dokładnie wymieszać. Glazurę przelać przez sitko, przykryć folią i włożyć do lodówki. Na ostudzony sernik ( ale jeszcze w formie!) wylać zimną glazurę, rozsmarować. Nakryć tortownicę folią i wstawić do lodówki przynajmniej na 5 godzin.

Zastosowałam się też do uwag Joanny, która sernik ten przetłumaczyła i wypróbowała:
Ponieważ nie dostałam śmietany 36 -40%, dałam mniej tłusty serek ( 14,5% z Piątnicy) i zamiast śmietany - mascarpone. Termometru kuchennego też nie mam, więc gotowałam glazurę na wyczucie, z zegarkiem w ręku.  

Udekorowałam bitą śmietaną i cytryną.

Smacznego!

Oby do wiosny! :)
 

Ty pójdziesz górą, a ja doliną...

On poszedł górą, do słońca, do wszechogarniającej przestrzeni powietrza i błękitu, a ona zeszła w doliny ...
I ma wrażenie, że schodzi coraz niżej. Coraz tu ciemniej, coraz straszniej, coraz bardziej przygnębiająco. Ona wie, że gdzieś tam, za tymi chaszczami, gdyby się przedarła przez gąszcze krzaków i bluszczy- gdzieś tam jest słońce. I ptaki śpiewają i ludzie się kochają. A ona nie ma siły się przedzierać. Idzie przed siebie, w dół, bo boi się zatrzymać. Bo ma nadzieję, że ta droga zaprowadzi ją gdzieś w inne jutro. Po prostu inne. Ale nie skręca, nie walczy. Dlaczego?
Bo kiedy próbuje, gałęzie biją ją w twarz. "Nie rób tego- słyszy. -Tamta droga nie jest dla ciebie. Nie zasługujesz na nią" Więc idzie posłusznie. Gdyby nie bagaż, gdyby nie krzyż, który jej kiedyś włożył na barki, kto wie, czy dałaby radę tak iść? Nie, nie dałaby rady. Poddałaby się. Zatrzymałaby się i zmarła z bezruchu. "Mamo, daj mi rękę. Ja będę grzeczna, przepraszam." "Córeczko, co Ty tu robisz???!!!" "Chodź, mamo, ja przyszłam po Ciebie. Tędy wrócimy, na skróty." "Kochanie, ja tędy nie mogę, nie dam rady..." "Mamo, nie puszczaj mojej ręki, trzymaj mnie, mamooo!". "...Przepraszam, skarbie...."

Wybaczcie, nigdy nie byłam w stanie depresji, ale dziś tak ją widzę.
I nie dlatego, że sama się tak czuję, ale mam czasem potrzebę zrozumieć innych.
Wszystkich, którzy przez nią przeszli, albo przechodzą, proszę, aby mi wybaczyli jeśli głupia ta moja wizja.
I jeszcze jedno- nigdzie nie mówiłam, że to będzie blog typowo kulinarny ;)

22 lut 2009

Muffinki z białą czekoladą i truskawkami




Od kilku dni wertowałam moje książki kulinarne w celu znalezienia przepisu wartego wypróbowania podczas czekoladowego weekendu. Miałam jeden warunek- czekolada musi być biała - moje obie babeczki już dość mają uczuleń.

Spodobał mi się przepis na muffinki z białą czekoladą i dżemem truskawkowym z książki "Torty i ciasta- 1001 przepisów z całego świata" wydawnictwa Arti. Wypróbowałam je i okazały się pyszne! Dużo lepsze byłyby ze świeżymi truskawkami, bo dżem jednak trochę je rozmoczył. Ale za to posiekane kawałki białej czekolady utworzyły w muffinach tak przepyszną skorupkę, że nie mogłam się oderwać od mufinkowej blaszki, zanim nie zeskrobałam z niej wszystkich słodkich i chrupiących kropelek przypieczonej, białej czekolady. 

Muffinki z białą czekoladą i truskawkami

1 1/2 szklanki mąki

2 łyżeczki proszku do pieczenia

1/4 łyżeczki soli

1/2 szklanki cukru (spokojnie można dać 1/4)

1/2 szklanki stopionego masła

1/2 szklanki mleka

1 duże jajko

1/2 łyżeczki ekstraktu waniliowego

1 1/2 szklanki posiekanej białej czekolady

dżem truskawkowy lub truskawki

I tak, jak przy mufinach: w jednej misce wymieszać suche składniki, w drugiej misce wymieszać mokre. Połączyć, dodać białą czekoladę. Do foremki muffinkowej (ja wkładam do niej papilotki do muffinek, wtedy nie muszę formu niczyć smarować) nakładać 2/3 ciasta, włożyć do każdej po 1 łyżeczce dżemu (albo truskawkę) i przykryć pozostałą częścią ciasta. Piec przez 25 - 30 min. w temp. 180 st.C. Odstawić do wystygnięcia.

 

21 lut 2009

Cafe Banana


Jakoś wcześniej zjedliśmy dziś obiad. Mała babeczka usnęła, większa zajęła się oglądaniem bajki, nasz rodzynek naprawia światło w samochodzie, a ja chodzę do kuchni co chwilę i zastanawiam się na co mam ochotę. Coś bym przekąsiła, coś za mną chodzi. Otwieram lodówkę i zamykam. Nie chce mi się zabierać za coś, czego przygotowanie potrwa długo. Mam ochotę na coś pysznego tu i teraz. Odwracam się do owoców. Biorę banana. Trudno, zadowolę się po prostu bananem. I w tej chwili... No, tak! Mój ulubiony shake! Znalazłam kiedyś latem przepis na niego na cinie. Jak mogłam o nim zapomnieć. Robi się go błyskawicznie, produkty do niego potrzebne zwykle są w domu. I jest przepyszny! Nie minęły dwie minuty i już mogłam rozkoszować się wybornym cafe banana...

Cafe Banana

1 banan,

120 ml mleka (ja daję prawie 2/3 szklanki),

1 łyżeczka kawy rozpuszczalnej,

1 łyżeczka cukru.

Zmiksować wszystko, pić schłodzone!

20 lut 2009

Pączki - śmierdziączki


Wczoraj był tłusty czwartek.
Jak obyczaj każe stary, w przeddzień, czyli na środę zaplanowałam smażenie pączków. Od kilku lat mam znakomity przepis na pączki z forum cincin http://www.cincin.cc/index.php?showtopic=3805. Z niego korzystam, kiedy przychodzi tłusty czwartek.
Wracając z pracy i z przedszkola z dziećmi zrobiłam sobie w głowie szybki przegląd lodówki i szafek z myślą dokupienia tego, czego mi do pączków brakuje.
No, nie jest źle. Nie mam tylko tłuszczu do smażenia. Zawsze smażę na Plancie, bo zapach stopionego smalcu nie należy wg mnie do najprzyjemniejszych. Nie lubię i już.
A tu nigdzie w pobliżu nie ma Planty! Ściemnia się. Nie mam czasu, a jeszcze mąż narzeka coraz bardziej na ból zęba i w dodatku twierdzi, ze bez dentysty jednak nie da rady! Musi go naprawdę boleć ;)
No, trudno, nie tracę czasu, kupuję to co jest do smażenia pączków, czyli smalec...

W domu- mąż zwija się z bólu. Umawiam go dentysty- za dwie godziny może przyjść.
Wstawiam pranie i zabieram się do pączków. Pączki wyrabia się długo, żeby były najlepsze. Zwykle trochę miętoszą ciasto dziewczynki, ale teraz nie chcą. Dobiegają mnie głosy z pokoju, w którym się bawią. Lenka opowiada bajkę. Wsłuchuję się.
"... ale dziewczynka nie chce być beznadziejna. Więc dziewczynka pyta mamy: Mamo, czy chcesz być beznadziejną mamą? -Nie, nie chcę, odpowiada mama. Więc pyta tatę: Tato, a czy Ty chcesz być beznadziejnym tatą? -Oh, no (tu wkrada się angielski), nie chcę być beznadziejnym tatą. Więc dziewczynka pyta kota: Bonzo, czy chcesz być beznadziejny? ...."
O rany, beznadziejna bajka :)

Daję dzieciom kolację i wyganiam męża do dentysty. Ciasto sobie rośnie w ciepłej kuchni. Zwykle włączam najmniejszy palnik gazu na najmniejszy ogień i niedaleko stawiam miskę z rosnącym ciastem.
Za niecałą godzinę wyrosło i przykleiło się do ściereczki. Czas nadziewać pączki. Wyciągam z szafki dżem, który robiłam w wakacje z truskawek, malin i czerwonych porzeczek. Będzie dobry. Kiedy nadziewam pączki, wraca mąż. Zadowolony, bo działa znieczulenie, więc nie boli. Założona jest trucizna i kłania się leczenie kanałowe. Zabiera dziewczynki do mycia, a ja zaczynam smażyć. Kurczę, jak ten smalec śmierdzi! Ninka przychodzi do kuchni, trochę się krzywi. "Mamo co tu tak czuć?" "To smalec, skarbie. Będę na nim smażyć pączki". Ustalamy razem nazwę dla naszych pączków: pączki-śmierdziączki ;))) Dziewczynki uciekają do łóżek, zamykają drzwi (bo zapach), tatuś czyta przed snem.
A ja przy tych śmierdziączkach... Eeeee, w zasadzie można się szybko przyzwyczaić. Wącham upieczone pączki- ładnie, pączkowo pachną. Wyszło 44 pączki (chyba na cześć B. Obamy ;) ). Niedużych, takich o 1/3 mniejszych od kupnych. I co najważniejsze- w usmażonych wcale smalcu nie czuć.

W tłustoczwartkowy poranek dziewczynki z apetytem zjadają siedem (!) pączków-śmierdziączków! :) A my z mężem bierzemy sobie słuszną porcję do pracy.
Ninka chce, żeby codziennie był tłusty czwartek :)

Pączki
+moje modyfikacje

60 dag mąki (u mnie to jest 3,5 szklanki),
12 1/2 dag masła,
5 dag świeżych drożdży,
1 szklanka ciepłego mleka,
6 dag cukru,
8 dużych żółtek,
2 całe jajka,
otarta skórka z jednej cytryny( ja często daję 1 - 2 łyżki soku z cytryny),
kieliszek araku lub kilka kropel olejku arakowego (daję kieliszek spirytusu),
konfitura z róży do nadziania lub inny gęsty dżem,
tłuszcz do smażenia.

Mąkę przesiać. Masło, żółtka, jaja i cukier utrzeć na puszystą masę. Drożdże rozpuścić w mleku z łyżeczką cukru, pozostawić do wyrośnięcia - do drożdży można dodać łyżkę maki. Wszystkie składniki dodać do mąki i wyrabiać około 1 godziny (w tym sekret dobrych pączków). Ciasto będzie bardzo wolne. Zostawić do wyrośnięcia - około jednej godziny, aż podwoi objętość. Nabierać ciasto łyżka stołową, maczaną w oleju. Formować płaskie placuszki, nadziewać konfiturą, zlepiać i układać na deseczce posypanej mąką, albo posmarowanej olejem - przykryć ściereczką i pozostawić do wyrośnięcia. Tłuszcz rozgrzać w szerokim rondlu do temperatury 180 st.C na małym ogniu. Smażyć pączki aż będą złociste, przewracając w połowie smażenia. Smażyć maksymalnie 3 pączki jednocześnie, przy dodaniu większej ilości paczków temperatura tłuszczu nagle się obniży i pączki zaczną wchłaniać tłuszcz.

18 lut 2009

Początki

...są jak powszechnie wiadomo - trudne.
Dla mnie również.
Zabierałam się do pisania bloga jak "pies do jeża". ;) To z tej, to z tamtej strony. I tak od lipca do lutego.
W końcu uznałam- dość tego. Chcę mieć swoje miejsce na moje własne rodzinne, kuchenne i nie tylko opowieści. Niech to będzie w jednym miejscu. Niechbym mogła wklejać zdjęcia. Niech będzie jakiś ślad po naszych babeczkowych wyczynach kuchennych ;)